Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/118

Ta strona została przepisana.

będzie dławił me gardło w brudnym przedświtnym mroku więziennego podworca?...
Niewarto przechylać się ze skały swych pojęć normalnych w otchłań, bo otchłań przyciąga — — i można obłędu dostać wprzódy, nim napotkam śmierć.
Wprawdzie, możnaby tych potęg użyć do wzmożenia walki? i do ostatecznego tryumfu?
Możnaby ludzkość ogarnąć wolą metafizyczną, niby ciężar żelaznemi łańcuchami dźwigni — i ten potworny dylemat życia postawić na wyżynach Prometeja?... Ale na wszystko potrzeba jest czasu, a wszyscy umieramy na progu do Wiedzy.
Wystarczać nam musi życie w trójwymiarach. Trzeba użyć kąpieli... ostatnia rozkosz! — — — —
Wszedł ksiądz, niosąc na tacy maleńką, pękatą, omszoną butelczynę. Zastał już Piotra przebranego i z kąpieli.
— Włoskie wino — rzekł. — Pochodzi z winnic Etny, zalanych dziś lawą... Stare, dobre wino, budzi we mnie niejedno wspomnienie.
Lecz nie rozpraszajmy się. O czym myślałeś waćpan przez ten czas tu sam będąc?
— Myślałem o instynkcie podczłowieka, który ukrył się w nas... instynkcie z przed setek tysięcy lat...
— I myślisz, że jest tam troglodyta? a jeśli dowiodę ci, że bywa to bóg światłości — Agni, który ukrył się raz według legiendy indyjskiej w lichej aldze podmorskiej? Świat, nie mając jasności, zapadł w mroki, stał się podobny straszliwej jaskini... Nakoniec, szukając Agniego — miłosna bogini przyszła z harfą i wielką melodją go wyczarowała...
Mesyna mogłaby mi to zaświadczyć...