Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/139

Ta strona została przepisana.

Lecz wnet ujrzałem Begleniczę żyjącą: wśród zakonnic na chórze grała zaczarowane symfonje — naga, z krzyżem rubinowym we włosach. Z jej melodji płomiennych widać, że wszystkie Apokalipsy świata stały się dla niej otwarte. — —
Demoniczny wpływ Begleniczy owładnął zakonnicami, zanuciły pieśń o Żeglarzu mroków — pieśń tę tworzyła Beglenicza.
Wyznaję, że nic bardziej pięknego nie słyszałem, niż Hymny umierających wraz z muzyką burzy.
Widmo olbrzymie wysunęło się z mroku — i twarz jego wpatrywała się gorejącemi oczyma w Begleniczę.
W powolnym rytmie tańców liturgicznych wedle zabobonnych tajemniczych wschodnich obrządków oddawała usta swe i duszę Widmu.
Wyciągnęła ręce do swych sióstr świętych — i oto z szybkością niepowstrzymaną iść zaczęła przez powietrze.
Były już o kilka metrów od rozłamanej ściany — jeszcze czas jakiś korowód szedł w powietrzu, gdyż orkan porwał je i niósł wraz ze skręconemi drzewami, które leciały korzeniami w górze, koronami w dół.
Wtym runęły z przerażającą szybkością. Kłąb chmur, mrok, wyjący deszcz zakryły mi widok. Zdawało się, że runęły ciała ich w Malsztrem. Rozległ się szatański piorun Widma. Zdala krzyki tysięcy ludzi.
Zawołałem Imogieny — zacząłem jej szukać na wieży.
Nie było jej. A dzwony oszalałe same dzwoniły — i nic nie mogło ich powstrzymać.
Nietylko głuchłem od ich łomotu, ale szaleństwo mnie ogarniało od tego okropnego huku dzwonów, morza, piorunów — i krzyku setek tysięcy ludzi.
Ujrzałem Begleniczę — stała wraz z Imogieną