Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Bogiem jest nasze wyczucie sensu wyższego, niż cały bezsens życia!
Bóg jest najwyższą otchłanią możliwości twórczych nad nami.
Bóg jest! — i śpiewać rozpocząłem hymn, który był wypełniony ekstazą życia.
Zrzucił ze siebie płaszcz arcybiskupi i kazał mi włożyć na siebie. Do rąk dał mi pastorał. Na głowę włożył mitrę. I zniknął w ciemnościach, mając usta w bólu zaciśnięte.
Domy chwiały się wokół. Trzeba było zapomnieć o bólu własnym i o duszy własnej, zająć się ratowaniem jeszcze żyjących.
Dzięki głębokiej ciszy wewnętrznej i zachowanej intuicji — mogłem kierować tłumami, biegnącemi po ulicach, jak stada owiec w czasie pożaru owczarni.
Wskazałem im kierunek, uspokoiłem. Wszystko to, co opowiadam, nie trwało według sprawozdań gazet więcej, niż parę minut.
Była godzina kwadrans po piątej rano. Czas przestał istnieć, wszystkie zegary myślowe działały z przerażającą szybkością. Panował zupełny mrok, gdyż była to zima. Miasto ryczało tysiącami głosów. Kanonjerzy, niewiadomo czemu, walili z armat. Nadto słyszałem poryki dzikich zwierząt.
Teraz dopiero uświadamiam, na jakie niebezpieczeństwo naraziłem Sylwję, Stała na werandzie oszklonej, wychodzącej na rozległy plac.
Tam w świetle latarni mały Hannibal dawał znaki uspakajające — obok niego olbrzymi amerykański bury niedźwiedź dyszał krwawym językiem. Na placu otwarte wagony, które przewoziły zwierzęta. Kto je wypuścił? Rozglądałem się, czy nie ujrzę broni.
Obłąkany dozorca rozsuwał wrota klatek.