Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/146

Ta strona została przepisana.

Wspanialszym i prawdziwszym jest dziki troglodyta z młotem na ramieniu, depcący niedźwiedzia, którego zmiażdżył — niż najwymowniejszy biskup, który usypia naród lazurowemi nadziejami.
— Ale Bóg jest — krzyknąłem — mówi o Nim twórcza zbrodnia w nas.
— Jesteśmy rzuceni w tragiczną pustynię, gdzie nawet Syn Boży umiera bez pomocy!
— Tym lepiej, tym lepiej — odrzekłem. — Świat zaczyna być coś wart dopiero wtenczas, gdy nie krępuje nas Synaj — gdy możemy sami nadać własną mocą prawa sobie i swemu rodzajowi — gdy na tron ziemi możemy wprowadzić najwyższą dostępną nam — Sprawiedliwość względem wszystkiego, co żyje. —
Wzięła Sylwja Marynkę, ja zaś w objęciach trzymałem dziecię martwe z rozdeptaną piersią.
Niedźwiedź smażył się i ohydny zapach przypiekanych włosów rozchodził się daleko. Podbiegłem doń i uderzeniem młota skróciłem jego męczarnie.
Wyszliśmy z ogrodzenia. Pantery, węże i nosorożce były ogłupione grozą żywiołową i tuliły się jedno do drugiego.
Mamże wyznać? nigdy nie doznałem uczucia tak bezgranicznej wolności, jak teraz, gdy przekonałem się, że jest przed nami góra najwyższej świętości i otchłań najstraszliwszych zbrodni. Duchy zapełniają świat, ale wszystko jest swobodne. Upojenie wolnością, radość szczytów niezajętych przez nikogo, uczucie, że wszystko można rozpocząć od nowa — teraz — w tejże chwili, wśród najwyższych Przemienień...
Małego Hannibala złożyłem na bloku marmurowym, który zwalił się z katedry. Ta leżała pokruszona na miljony złomów.