Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/154

Ta strona została przepisana.

Instynkty nietylko erotyczne, ale i sadyczne wybuchły.
Gwałcenie i nasycanie się męczarnią jednoczesne.
Młody porucznik ustawiał rzędem bandytów — i krzyknął, znając ledwo parę słów po włosku, sławiąc akcent na ostatniej sylabie:
— Ladrò! Condannatò! Morté!...
Z rewolweru palił jednemu za drugim w łby, zanim mogłem przemówić słowo w imię Wyższej Ewolucji. Ale wspomniałem, że sam niedawno jeszcze mordowałem niedźwiedzia. Dla Ewolucji potrzeba czasu. A tego właśnie nam wszystkim zabrakło.
I gdy runęły ciała nędzników, szliśmy znowu pustemi ulicami, nawołując.
Na jęk choćby najcichszy, biegliśmy...
Załogi angielskie, rosyjskie, włoskie — prześcigały się w bohaterstwach. Marynarze wdzierali się na obluzowane mury i, narażając się na śmierć — znosili w dół omdlonych.
W świetle łuny płonących składów drzewa, naft i olejów, wśród ogłuszającej kanonady granatów, które pękają w palących się magazynach wojskowych — czynimy swą pracę, nad nami świszcze burza i ryczą pioruny.
Krwawa potworna czerwień rzuca metaliczne zarzewia na morze.
Niewiadomo już, czy to wschodzi słońce, czy jeno pożar miasta.
Wszystko staje się wizją dantejską.
Warjaci wybiegli ze szpitala i owładnęli barkami. Rzucili się na okręty wojenne — poczynają z armat strzelać.
Tysiącfuntowe pociski biją w ściany ocalałych domów.