wyszłam do sypialni. Wejrzałam na dwa łoza bezwstydnie postawione obok siebie — i zerwawszy z nich prześcieradła, związałam. Tak zesunęłam się z pierwszego piętra.
Zapuściłam się w ogród. Łódką przepłynęłam rzekę i wstąpiłam w las ogromny, wielomilowy...
Tu bezpieczną się czułam.
Było mi cudownie błąkać się wśród słowików nocą, wśród krzewów kwitnącej jeżyny i berberysu. Lecz zabłądziłam... Nie mogłam natrafić na żadną chatę leśnika... Bałam się wyjść z lasu, aby nie zaniesiono mnie do dworu.
I postanowiłam w puszczy tej umrzeć wolną. Po kilku dniach i kilku nocach ze zmęczenia i żałości zapadłam niby w sen dziwny.
Obława i psy myśliwskie wynalazły mię — po dniach ośmiu przysypaną liśćmi i igłami.
Trupa mojego zabrali.
Zanieśli mię do mego małżonka, który kazał w trumnę złożyć.
Trumna stanęła w kościele, zakryta wiekiem.
Ty, jednak, opiekunie drogi — przybywszy prosto z Tristan da Kunia, byłeś wiedziony jedynie przeczuciem, że ja ciebie wzywam. Gdyż telegramy moje nie mogły cię odnaleźć... Kazałeś odemknąć kościół... I w jasnowidzeniu, zostawszy tam sam jeden, rozkręciłeś mutry od wieka...
— Okropność, — jęknął Piotr.
— Według zwyczaju katolickiego, ksiądz święci nieżyjącego i potym już trumnę zamykają — ozwał się ksiądz Faust. — Tylko u prawosławnych trumna stoi w kościele otwarta. Trumna Imogieny stała w ostentacji mirtowego gaju i rzędu gromnic płonących. Rozwarłem wieko.
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/166
Ta strona została przepisana.