Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/169

Ta strona została przepisana.

XII. MSZA WIĘŹNIA.

Przez całą wieczność błądzę — w mroku, gdzie mnie odnaleźć pragnie wieszcza, wybawić mogąca ręka.
Ale z moją w mrokach napotkać się nie może. Staczam się zwolna, bezdźwięcznie, ku strasznym dolinom; znam każdy ostry cypel głazu, jakbym na nim kiedyś już konał, a nie mogę żadnego ominąć.
Wśród splątanych krużganków podziemnych kurytarzy, niemych kościołów i fantastycznych wież olbrzymiego klasztoru —
sam jestem — mnich.
Złote kopuły odbijają się jedna w drugiej, głębokim, zielonawym połyskiem.
Przez zamarzłe gotyckie witraże zaledwo odróżniam ciemność zewnętrznego świata od mroku mojej celi.
Lampka, jak serce Chrystusa, jarzy migotnym, krwawym połyskiem. W wazonach kwiaty, zniesione niewidzialną ręką; na pochylonym Tytanie nocy księga magów łańcuchem przykuta do sklepienia; obraz Madonny, schodzącej do jeziora czyśćcowych mąk; posępne, niedające się rozejrzeć freski ascetycznych pustelników.
Ktoś wszedł do celi obok.
Huczy zawieja — i ona jej słucha ze mną tam, przywierając czoło do szyb.
Pójdę i poznam ją...
Wyjdziemy razem w złote, pachnące gaje, gdzie wśród czarnych drzew prześwieca ametyst oceanu, gdzie nie gaśnie łuna zachodu.