Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/18

Ta strona została przepisana.

stwa z czasów Ramajany — przy pomocy żelaznego spokoju, stanowczości i rozwagi — kazała podciągnąć się, rzutem nogi prawej zarzucić stopę w otwór między warstwami dylów, i —
Uczyniła ta moc to wszystko świetnie, ale niestety — Piotr uczuł gorąco nietylko od wzruszenia, gdyż stał na moście z wykręconą nogą, nie mogąc jej wydobyć. Śnieżne wysokie brzegi jaru — zdały mu się mózgiem, po którym ściekały krwawe błyskawice.
Kra w czarnych odmętach zmieszała się mu z kaszą w oczach.
„Byłoby tak lekko, lekko“ — gdyby nie straszliwy ból. Wydobył wreszcie stopę. Czołgał się na rękach, skakał na jednej nodze, biegł tak dość długo w stronę przeciwną, niż zniknęli żandarmi.
Ale nagle zrobiło się mu bardzo dziwne. W oczach migał mu podługowaty sczerniały śnieg, niby kopeć z rozkręconej lampy — migał, sypał się w wór bez dna.
W okolicach przepony poczuł duszność i słodkawe ciągoty.
Mdlał.
Zbudził się na śniegu przydrożnym wśród zaspy; powstał, uczuł znowu w piersiach gorzkość, brak tchu, szybko łykał śnieg, aby nie zemdleć raz drugi — mówił sobie coś w rodzaju:
— Na bębnie w czasie bitwy wyliczał Napoleon najbardziej miażdżący atak — Piotrze, nie bądź łotrem — ugryź rękę — aby nie zemdleć — żandarmi wrócą —
Ha — ha — zrozumiej, człowiek ze swemi pozornemi głębiami jest to kupa narządów — zaczął brzmieć dziwnie ckliwo głos cichutki Kogoś Czarnego.
Mroki nasunęły się, pełzną w przepaść z przera-