Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/183

Ta strona została przepisana.

W gruncie rzeczy wiem, iż te wyjątkowo świątyniowe melodje, które sobie wzajem wygrywamy, nie stanowią prawdy życia.
Który obserwator rzec może, iż beczenie owiec jest istotnością muzyki Agnus Dei?
Z tysięcy i miljona tonów wybraliśmy kilka wysokich. Z tysięcy i miljona nic nie mówiących szarych dni wybraliśmy dni uroczyste. Z tysięcy i miljona myśli smutnych lub co najmniej banalnie życiowych — wybraliśmy myśli Termopilowe.
I jest tak, jak w tych arcy pięknych djalogach Platona, takie mistrzostwo słowa, taki realizm szczegółów, że umysł nasz, ciągle sumując prawdy i prawie prawdy i oniemal prawdy, nie spostrzega, jak w zesumowaniu wychodzi potworna iluzja. Nie kłamstwo... ale taka specyficzna platońska prawda — w rodzaju — że Dusza jest woźnicą, a ciało rydwanem, zaprzągniętym w szalone rumaki.
Dzięki za tę noc podobną do tych, któremi czarować umiała piękna sułtanka. Ugościliście mię, jak skazańca podczas Sakców w Babilonie: robiąc mię królem... na moment.
Jeszcze daleko brzask, ale już wolę zbudzić żandarmów, umyć się, wypić żuru, zjeść kraszonych kartofli — ruszyć w drogę i rzec: Finita la Vita.
Wybaczcie, jeśli mój Szary Człowiek mimowoli wam dokuczył, ale tego nauczyła mię północ, wprowadzając w najwznioślejsze momenty swego urzędniczka z Martwego „podpolja“. Trzeba zejść z góry olbrzymiej, gdzie błysnęło słońce...
— Widziałem wschód słońca z wulkanu nad Atlantykiem — dusza ma rozskrzydliła się od nadmiaru wrażeń — rzekła Imogiena.
Jeśli choć w przybliżeniu doznałeś wschodu słońca