Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/186

Ta strona została przepisana.

Tu derwisz zaczął łkać jeszcze silniej i głosem przerywanym zawołał — wytrząsając rękoma:
— Ha! broda solona jest z tego Proroka! Wszakże najmniej z dziesięciu miejsc widać, że ani on, ani Gabrjel nie rozumieli jednego słowa z tego, co Wszechmożny objawił!...
Tu rycerz począł się śmiać i nakłaniał derwisza do spokojnego rozważenia jeszcze swych negacji.
Tak argumentując, przebyli bramę miasta, derwisz skręcił w uliczkę. Towarzysz zaś jego usłyszał już tylko mruczenie:
— To że prorok, albo Anioł Gabrjel nie wiedzieli, co mówią — byłoby pół biedy; ale gdy się widzi, ze Ów sam...
Zniknął za węgłem muru i rycerz nie mógł już dowiedzieć się, co właściwie derwisz zarzucał Owemu...“
Ksiądz i Piotr śmieli się ze sceptycznego derwisza.
— Rozśmieszyć przeciwnika, znaczy go rozbroić — rzekł Piotr — ale rozbroić — to nie znaczy jeszcze go przekonać.
Przyznacie chyba, że u nas życie stało się jakimś obłędnym majaczeniem.
Zatraciliśmy w świadomej masie społecznej zmysł życia. Bezsilność nasza wytworzyła rozpisanie kanalji wszelkiego rodzaju. Garść żuiserów, niby szczupaki w mętnym stawie, żerują. Przedstawił ksiądz typ wyjątkowy zdeprawowania magnackiego.
W zniszczeniu Mesyny słyszałem coś rodzimie mi znanego, To, co tam trwało przez jedną noc — u nas trwa całemi dziesiątkami lat. —
Westchnęła Imogiena.
— Sprawa potwornieje jeszcze z powodu — mówił Piotr — że dwa nieprzyjazne sobie narody żyją pod dziurawą polską strzechą: myślę tu o żydach i o nas.