Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/188

Ta strona została przepisana.

— Duch — który przeobraża, uszlachetnia, rozjaśnia. Jeśli wielką jest ciemnota żydów, wielką bywa rozpacz najlepszych. Rozpacz zaś jest tym szturmem, który rozwiera bramy niebiosów, choć uderza w bramy piekieł — mówił spokojnie ksiądz Faust. — Znałem Żyda wiecznego tułacza... —
Imogiena drgnęła — i spojrzała, jak człowiek, którego magnetyzer wbrew jego woli chce uśpić.
— Znałem go — — tuła się on wszak po całym globie, można go spotkać to w Haarlemie, to w Tobolsku, w Australji i przed giełdą londyńską: wsłuchuje się on w niecną chuć szalbierstw; w salonach warszawskich siada w kącie i słucha, podparszy swą brodę dziką, jak las sybirski. Słucha — i nie wiem już kim bardziej pogardza — nami, czy swoim narodem.
Raz do więzienia mego wprowadzili na podwórze olbrzymiego starca. Była wtedy noc księżycowa — iskrzył śnieg — i widzieć mogłem doskonale. Sądząc z typu, był to żyd. Głowa Mojżesza z rzeźby w kościele Sopra Minerva w Rzymie. Gdy szedł po śniegu, stopy jego zostawiały ślad krzyża z trzynastu gwoździ ułożonego. Wwiedli go do więzienia — i jakiemuż trafowi przypisać, że wprowadzili do celi obok mnie?
Możecie domyślać się, że nie spałem tej nocy.
Mrok nastąpił zupełny, księżyc zapadł.
Ujrzałem dziwną fosforescencję, która przenikała ścianę — za którą był Żyd Wieczny Tułacz.
Zacząłem rozmawiać z nim za pomocą wypukiwania — potym, gdy odbywało się to nadzwyczaj powoli — mówiliśmy telepatycznie.
Zapamiętałem każde jego słowo. Była to wizja przyszłości tajemniczego Miasta.
Ale ponieważ jest tam srogo powiedziane o Po-