Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/192

Ta strona została przepisana.

nany po chałupach, a pretensja do kultury paryskiej w pałacach.
Stanąłem na jednej z pryncypalnych ulic tego miasta, zwanej Zapiecek. Tu stała wielka kamienica kasztelana Czopa, w której widma dziadów mieszały się do gry karcianej... Wwiedli mię tam moi przyjaciele, typy Hamletów, którzy, widząc widma, wspomnieli, iż trzeba ratować Elsynorę... Rok 1831 zakończył się uwięzieniem spiskowców, między któremi i ja się znalazłem.
W więzieniu, mając już być prowadzonym między dwie roty uzbrojonych w kije żołnierzy, postanowiłem nie z tchórzostwa przed bólem, lecz z pogardy dla człowieczeństwa — własną ręką zakończyć swe dni.
Wypiłem kroplę w berylu zawartą. Na razie patrzyłem w wierzchołek brzozy za oknem więziennym, po pewnym czasie ujrzałem noc, — przelatujące meteory — usłyszałem huk rozdartych naraz spiżowych zasłon — zerwałem się na równe nogi, biegłem — niby wśród trzęsienia ziemi w Lizbonie — i znalazłem się na placu Saksonów, uderzając głową fatalnie o niewiadomo skąd wyrosłą tam budowlę. Zrozumiałem, że płyn wypity dał mi wyzwolenie, lecz to, co było dokoła mnie — — okazywało, iż przeniosłem się o sto lat w przyszłość tegoż miasta!...
...Myślałem nieraz o Bestji żerującej, Bestji nieludzkiej, Bestji z typu tych istot, które fantazja przedstawia jako galaretowate mózgi, zapięte w pancerz i niedosiężne dla żadnej broni Europejczyka; jedynie bakterje mogą pokonać te inteligiencje karaluchów gigantycznych, niebezpiecznych, zwierzęco­‑mądrych.
Daremno szukałem Bestji w Londynie, idąc nocą za człowiekiem tłumu.
Wszedłem do salonu wnuka owego kasztelana