Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/196

Ta strona została przepisana.

Bestji, lecz nikt, mówiąc to, nie patrzył odważnie z zamiarem jakiegokolwiek czynu. Niema zbrodni tak wyrafinowanej, któraby nie sprzęgła się w podświadomości mej z obliczem dżentelmena, którego widziałem smakowicie wysysającego Bagno!
Idę wśród mroku Miasta Zadżumionych, nad moczarem zieleniejącym od zgnilizny, pełnym mgły duchowej —
nad miastem, które znało niegdyś twórców Konstytucji, które zasłużyło się pracą wśród myślicieli, które miało wielkich Belwederczyków. —
Zresztą, miasta dawnego niema już, choć pozostały jeszcze trupy dawnych ulic, choć wierzą niektórzy, iż mieszkańcy lepsi kryją się po domach.
W tajnych anonsach zwie się to miasto Makarelowil, bo tu władczym typem kobiet staje się wystrojona stręczycielka. Tu porywają wśród ludnych ulic kobiety piękne i wiozą dorożkami, kneblując usta, a nikt z rycerskich przechodniów nie poda im ratunku! Bywałem na rautach, gdzie konferuje się o młodych artystkach, z których każda musi mieć swego protektora; ten łoży na jej suknie, gdy występuje w Narodowych Świątyniach, jako kapłanka. Na tych rautach również omawia się dobre recenzje dla miljarderów, oplątujących naród w organizacji „Mamląca Hijena“. Bestji nie spotykam już... czasem tylko, wpatrzywszy się w jakąś dobroduszną postać — nagle z boku, nie źrenicami, lecz ogonem oczu, jak Włosi mówią, colla coda del occhio, dostrzegam żerujących ichmościów, którzy ostrożnie długiemi trąbkami, rozgałęzionemi w ryjki i macki, sięgają do cudzych kieszeni, do cudzych wnętrzności — i, o wstręcie! — do własnych dusz... — Kiedy wglądałem się w nich twarzą w twarz, stawali się galaretowaci, mgliści — po chwili widziałem tylko dobro-