Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/199

Ta strona została przepisana.

Tymczasem w powietrzu brzmiały Zygmuntowe dzwony żałobnej mszy; obnoszono posągi Wieszczów — utworzono iluzjon Golgoty, na której wisiała Dama, przedstawiająca naród; jednocześnie we wnętrzu tych olbrzymich narodowych posągów działy się sceny haniebne, z których najmniejszą było — śpiewanie kabaretowych piosenek nad złowieszczemi mętami, gdzie wrzucano embrjony z Publicznego Domu; zaśmiecano kratery miłości literaturą dla tak zwanych Przyjemniaczków. Uprzyjemniały życie miłe spacery i Korsa po wielkim ogrodzie, gdzie wszyscy mieli zwyczaj jeden drugiego „ocwaniać“.
Zal mi było Wieszczów, bo ci nie ustępują Bajronowi i Longfellowi, a nawet mogę przyznać, że nieraz przewyższają piewcę Hajawaty.
Postanowiłem Miasto przekonać, że jest z nim źle.
Zresztą, wiedziałem dokładnie, że szykują się zastępy sąsiedniego mocarstwa dla zagarnięcia miasta, które widziało dawniej Kościuszkę, Mickiewicza, teraz zaś na posągach — tylko wynalazców najzabawniejszej gry karcianej.
Postanowiłem rozniecić na najwyższej wieży, która nad miastem się wzniosła, pożar.
Na tej wieży Kopernika zebrane były jeszcze wszystkie niestłumione moce r dawnych przemyśleń.
I tam dość było rzucić iskrę, aby wybuchnął myślowy pożar, — wtedy do tłumu, na chwilę stającego się poważnym — mógłbym przemówić... Ach — i mówić miałem nie sam, ale wraz z jedynym mym druhem starym Astronomem, który z nędzy umierał w przytułku. Przygotowaliśmy sobie potężne tuby, wzięte ze starych średniowiecznych organów.
Nastał wieczór decydujący.
Weszliśmy na pierwszą kondygnację wieży — za