Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/209

Ta strona została przepisana.

gdzie grób Relikwji obsiedli, jakby swoją strawę,
tacy — którym wartoby na czole wypalić, że — „wory“,
tacy — którzy w piekło Dantejskie zmienili nam jawę.

Mnie najsrożej nie szarpią Sybir, ni bagnety!
mnie wstyd, że dziś imię tak niecne Polaków!
mnie wstyd, że samobójstwem kończą te kobiety,
które były wieszczkami świętych płomienistych krzaków, —
i że Jabłoń Życia przegryzły nam lisy i krety.

Mnie wstyd raz pierwszy, odkąd walczę z Losem,
że mi Los ten narzucił imię zgniłego Sarmaty!
Mnie wstyd być na puszczy wołającym głosem —
mnie wstyd oglądać trutniów, jako latarnię oświaty:
wołałbym takie głowy rzucić armatom, czy kosom!

Wolę Maciejowicki cmentarz, niż dzisiejszą Warszawę.
Wolę Finis Poloniae z ust mężnego Wodza,
niż kłamstwo — żeśmy przetrwali! — kłamstwo złe — kaprawe!
Wolę, by nas miażdżyły Baylen i Custozza,
niż Mamon bękart wznosił swoją Złato­‑hławę!

Ha! gdzież to wam droga, źródeł zatruwacze,
po Alejach nocą jeżdżący z dziewkami?!
kiedy wy igracie — więzień w lochu płacze,
kiedy wy zapewnicie, że jest Bóg nad wami —
to kruków chmura nad mogiłą — kracze!

Wy gracze nad mogiłą... o wy pereaci!
czy wam Król Duch na wieki odmówił swej prawdy,
iż żadnej nie możecie już przybrać postaci —