Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/22

Ta strona została przepisana.

III. DALSZY CIĄG MALEFICIÓW.

Tymczasem zaskrzypiały sanie na śniegu, uczuł Piotr, że mu ktoś głowę podnosi, i znów zdało się, że jedzie w cichym przestworzu, słuchając miłego skrzypienia studni, zwanej żórawiem — widział, niby na obrazie Malczewskiego, dziwną kobietę o szatach spłowiałych dawnych królewskich, która nabiera wody z cembrowiny i podaje mu.
On zaś, wygnaniec sybirski — jeszcze z konfederatów — idzie ku niej, w oczach ma łez pełno — —
coraz jaśniej, coraz większe świty —
aż łuna bije mu w oczy.
Wtym widzi potworne wężowe kręgi na wodzie — — studnia życia okazuje się zatrutą...
Rozwarł oczy:
widzi pochodnię, którą ktoś zapalił na dworze i która buchnęła w mrok nocy —
poczciwa twarz Litwina w czapie Giedyminowej nachyla się nad nim — i bardzo realnie do niego mówi... żandarm.
Nie zdziwił się, bo jakież mogą być mistyczne światy polskie bez tych sinych mundurów?
poznaje starego Iljicza —
nie, czy to nie za wiele podobieństwa na wizję?
Piotr przymyka oczy, starając się zmienić bieg widzeń, lecz oto dyszkant mówiącego Litwina naraz zamroził mu krew w żyłach:
miłosierny Samarytanin przywiódł go do karczmy na opatrzenie!!