Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/23

Ta strona została przepisana.

Piotr zerwał się z siedzenia: sanie rządowe stały przed karczmą, zaś żandarmi, wdzierając się w gęstwinę za uchem, niby eksploratorzy Afryki w tajemno­‑dziewicze lasy Gabunu — zmienili fizjonomje sponurzałe na słoneczną radość tego oracza, który śpiewa u Kolcowa:
„Nu, taszczysia siwka!“
— Sława Bohu, nu, i stiepiennoj że wy czełowiek — pochlebiał stary Fjodor Iljicz — sami znajetie gosudarswiennoje naczało! — mówiąc to, pomagał mu ze sań chłopskich wyjść.
Piotr zeszedł z twarzą tak zlodowaciałą i straszną, że nareszcie nawet Litwin coś nie coś zrozumiał i, nie czekając podziękowań ani indagacji, machnął konie batem i zwiał w ciemność.
Wkroczyli do karczmy. Piotr uczuł chęć rozmiażdżenia głowy o węgieł pieca; ale stary wachmistrz ostrożnie, lecz silnie trzymał go pod rękę, gotów mu sekundować nawet w razie, gdyby czeluść ziemna rozwarła się i miała ich obu wciągnąć w swój nurt piekielny!...
Nie puściłby go nawet na rozkaz Aniołów, mówiących doń:
— Iljicz, stary raskolnik! nu i gdzie to widziane i gdzie to pisane, żeby apostoły Jezusa szablą dzwonili? nu i poszedłby ty przed świtem na łąki zielone — na łąki duchowne — między starców, wierygi noszących... —
Nie posłuchałby Iljicz!...
Trzeźwym aż do czertikow jest umysł Wielkorosjanina, nawet gdy zabrnie we wszelkie bizantyjskie nieprzełazy.
I oto usadził Piotra w pokoju gościnnym na burym perkalowym twardym meblu, mogącym służyć