Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/238

Ta strona została przepisana.

Drzewa te, wyliniale od ślepiania ludzi nad ich zmurszałą korą — zakwitną, gdy je ogarnie pęd religijnej intuicji.
Religijnej?... niema zdecydowańszego wroga niż on — religijnych formuł, sekt, i wszelkich Żelaznych Bab, w których zamykają mózgi!
Jest księdzem tak, jak Napoleon był Cesarzem. Nałożył sobie koronę żelazną sam. Księdzem jest — bo mimo zohydzenia przez niepowołanych sukni kapłańskiej, ma cześć dla idei Zakonu Apostolstwa.
Liczba dwunastu Apostołów na ziemi nie zwiększa się nigdy. Zdaje się, że on jest jednym z nich.
W głębokich nurtach Rozmyślań o Wiecznym z Daleka w dal idącym Życiu — żyje każdą chwilą, jakby ona była ostatnia:
raduje się żuczkiem, idącym po źdźble trawy, gdy trawa pochyla się od tego ciężaru; gna z nawałnicą wichru, który wiruje liściem zeschłym krwawym jesiennym, lubi patrzeć na pęd karpia wśród sennej ciszy jeziora.
Słoneczny promień rozkłada się przed nim na tysiąc poematów, na każdej rosie igra glob życia krystalicznego.
Widzi w kupie nawozu centry dynamiczne, mające inną niż nasza świadomość. Wszędzie rozwiera się przed nim świat pełen cudownych zjawisk i wrażeń. Raduje się zmysłami swemi, żałując, iż nie ma ich kilkakroć więcej.
Raduje się jednak najwięcej tą drogą, przez którą doszedł do Świątyni Jaźni.
Tu żyje w bolesnym, ale dumnym Anabazis — mniej szczęśliwy od Ksenofonta, bo nie ma 10 tysięcy ludzi, umiejących żyć ekstazą Morza Kosmicznego... Ale