Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/24

Ta strona została przepisana.

do łamania kości w czasach bardziej szczerych, lecz w dzisiejszej cywilizacji alegoryzującym ze strychu wyrzucony dworską kanapę.
Zaczął Iljicz po polsku opowiadać, idąc za biesem swych myśli:
— A to jechał ja z takim, jak wy, katorżnym przez Sibir.
Gienerała spotykamy, siedział na ganeczku, kurzył.
Kiwnął na więźnia, gadać z nim zaczął.
Gadali — gadali — a rozhowor zaciąga się.
— Wasze Priewoschoditielstwo, mówię, trzeba mi więźnia wieźć! —
Ach, ty Boże mój, jak zacznie gienerał rugatsia!... klął mnie, poniewierał... Nie obyło się bez takich synów — i piekłem wiecznym gorejącym mi groził... i żełtogłazym abzywał, co zwierch wątpienia najgorsze.
— Słuszaju — powtarzam tylko, ręce po szwam...
— A wiesz ty, mówi, że może to jaki święty, którego ty — nieucz, ćma ziemi żełtogłazaja, wieziesz —
— Słuszaju — mówię. Tylko Wasze Prewoschoditielstwo pozwoli mi swej familji dowiedzieć się — zapisać ją potrzeba w książeczkę, aby donieść po naczalstwu.
Dał mi swą familję i plunął.
I zapisałem także plunięcie to.
Jak potym zrobili z gienerałem, nie moje dzieło!...
Przemarzł więzień, czy tylko ze wzruszenia drżał, dość, że nie czekając jego życzeń, Iljicz huknął na żyda:
— Samowar! ili ja tiebia... żełtogłazaja nieucz!...
Niezłym, a nawet poniekąd dobrym człowiekiem był Iljicz, bo zauważywszy, że więzień z trudem stawiał nogę, próbował mu zdjąć walonki. Piotr uczuł