piekielny ból, lecz aby go nie zdradzać — rzekł, łagodnie odpychając Iljicza:
— Nie, Fjodor Iljicz, nie...
Wnet głowę położył na stole wyć począł.
Wył, jak potępieńcy wyją, kiedy po dziesięciu milionach lat rozwarły się bramy na wszystkie Djonizyjskie dale, z górami, gdzie szybują orły, z łąkami, gdzie pędzą — ogon rozwiawszy na wiatr, karę i tarantowate centaury — —
Nagle z jaszczurczą chytrością bramy się zawarły. Została na wieki nuda formuły więziennej, tępość murów. Mrok — brama z ołowiu, na której można tępić bezsilne pazury furji...
Wył — daremno siląc się poskromić ten nieznany w sobie głos, ten głos, którego tak lękał się u innych w ciszy nocnej więzienia, głos, który znamionował zwykle pierwszy atak obłędu...
Piotr gryzł rękę pod przegubiem, aby się uspokoić. Iljicza, który chciał go powstrzymać, pchnął nagle tak, że mocny, wielki żandarm z pokładzistą brodą aż dechu nie mógł chwycić pod przeciwną ścianą.
Wył jeszcze, ale już chrapliwie, zębami gryźć zaciął stół i, nieokiełznany w rozpaczy, uderzeniem pięści złamał blat stołu — zaśmiał się dziko i, zerwawszy ze siebie rzemień od spodni, zaczął skręcać pętlę.
Wściekła natura tabunowca zbudziła się w nim, niewiadomo z jakiego pradziada dusza nieokiełznana.
Spoglądał błędnym wzrokiem Iljicz, nie śmiąc przystąpić — taka olbrzymia fala magnetyzmu biła od więźnia!
Ale on, owijając sznur na szyi, przypadkowo wziął w rękę medaljon z fotografją grobu dziada, matka mu włożyła w więzieniu ten medaljon szczerozłoty, za pieniądze oszczędzone nabyty...
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/25
Ta strona została przepisana.