Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/27

Ta strona została przepisana.

Teraz tyż można!
Może wielmożny socjalista ma przi sobie taki psirząd do wibuchu? trzeba ostrożnie i, broń Boże, nie tu... mój mąż taki delikatny, wun stary je...
Może sznapsiku? ja mam takie Jamajkę, co to... (tu zniżyła głos)
przez Ejdkun śwarcowana...
Możeby dla kogo potrza jakie pismo doręczyć? tu jeden obiwatel miał też kłopot o syna... sam umarł ze zgryzotów, żona jego tez martwą zostanie!... —
Usłyszawszy kroki wachmistrza, wsunęła się znowu za coś niewiadomego, co było tak brudne, że aż podobne do czarnej tapety, i tak odarte, że robiło wrażenie firanki.
Wachmistrz wniósł nieszumiący jeszcze samowar.
Dla pośpiechu zaczął go rozdymać butem, który widać wziął od młodszego żandarma.
Kłęby popiołu, jak z wulkanu Krakatua, napełniły powietrze, płuca i nos, lecz na szczęście nie dostały się do zamkniętych oczu Piotra.
Zresztą, nic już go nie obchodziło...
Nieraz miał zwyczaj i w więzieniu wyobrażać, że świata niema — tylko wielki Atman, muszla złota wśród Nirwany — a przy każdym rozchyleniu jej konchy — mijają manwantary.
Pył opadł na ziemię, herbata zaparzona. Iljicz pokiwał głową, spróbował miękko zaalarmować Piotra, że „czaj styniet“ — lecz ten był nieczuły na wszystkie majaki, które sen zakłócają Atmanowi...
Iljicz zniknął. Trwało milczenie.
Wtym Piotr, ujrzawszy Newachową, wysuwającą się z kandelabrem, ale już przez drzwi —
niewiadomo czemu, parsknął śmiechem.
Może to blask jedynej szabasówki w miedzianym