Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/273

Ta strona została przepisana.

— Skrzydeł mi orlich! tygrysich szponów! jam nie jest w religji Baranka! Pozostaw mię moim mrokom — Ty fałszywy Samarytaninie, który zamiast wywieść z labiryntu, chciałeś zgasić jedyne światło mojego instynktu! Nie masz odwagi krzyknąć życiu: lucyferyczne ścierwo, pełne gwiazd i buchającego żywiołu! umiłowana Babilońska nierządnico... pyszna, złowroga, walcząca — i dla tego moja!... Rzec wam jeszcze? bliżsi są mego światopoglądu żandarmi, niż wy, szlachetni, kłamiący istocie życia — — kapłani!
Dość słów i za wiele nawet! ale to jeszcze powiem: widziałem w Warszawie sybiraków starych. Uciekli z tajg, modlili się w katordze, może walczyli tam z bronią w ręku — a wrócili do takiej Polski handełesowej, albo po niebie latającej. Usiedli na ławkach w lalkowatym miejskim ogródku, a tęskno im za Bajkałem, gdzie wyją straszne burze! Polska wydarła się nam — i nie wróci, aż w otchłaniach Apokalipsy rewolucyjnej. — Nie płacz, Imogieno, wszakże nie jesteś narzeczoną jeszcze, nie spoglądaj przez zamarzłą szybę, jakby zbliżał się ślub... czy ubierają gromnicami kościół, a ty w groźnym jasnowidzeniu ujrzałaś swą duszę na marach?... będzie tak może za rok, gdy pojmie cię inny — o biedna duszo Polki! Zali będzie ktoś równie jak ty miał horyzont wspaniałej heroicznej krainy, wyśnionej przez Lucyfera, który w Samuelu Zborowskim wypracował przed najwyższym Trybunałem — fikcyjną wolność Polaka! —
I nagle, jakby istotnie zły duch go opętał, rzekł niedosłyszalnie: — mam nadzieję, że oświeci cię prawdziwy Lucyper i nie wytrwasz w swym bezpłodnym ascetyzmie!...
Dałby dużo krwi, żeby móc te słowa cofnąć. Drgnęły jej brwi, arkadami rzucone niby Akwedukty