Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/274

Ta strona została przepisana.

kampanji rzymskiej — drgnęły, jakby rozhuczałn pod niemi trzęsienie ziemi; na ustach przeleciał gorzki smętny uśmiech, powieki zakryły jasnowidzące oczy Kassandry; nie podnosiła powiek, bo rozerwałaby duszę w tym, który stał, jak ponury potępiony na wieki Cień przy jej stosie gorejącym ofiarnym.
W jej oczach zdało się być pełno łez, ale nie płakała. Łzy zatajone leciały jej do wnętrza, jak rozpalone głazy. W burzy magnetyzmów ścierających się w napowietrzną trąbę zniszczenia i ona już nie odnajdzie drogi.
Ksiądz dźwignął się. Na twarzy jego, jakby rylcem Michała Anioła, rzeźbi się spokojna wzgarda.
— Widzisz, opętany przez mrok młodzieńcze — rzekł — wybaczałem ci chętnie, póki walczyłeś ze mną, jak młody Zorab ze swym ojcem Rustemem, rycerzem nieznanym, w którym widział jedynie wroga. Mnie nie utrafiłeś w komorę serca, bo mam je zbyt zbrojne. Ale hydrę swej nienawiści kierujesz wciąż w nasze ołtarze. Dla czegóż mamy cię umacniać bez końca? Idź już! może trzeba, żebyś straszliwie poranił swe czoło i, dopiero leżąc na skałach, pojął, że czoło mogłeś mieć gwiaździste... Nie zapraszam cię już nawet na pasterkę w kościele. Nie masz chyba do nas na serjo żalu za tę noc? —
Kryjąc mękę, odwrócił się Piotr i wejrzał w spokojną, marmurową, ekstatyczną twarz umierającego. Tak, pójdzie tam w nieugiętym spokoju, nie pragnąc życia, ani nieśmiertelności, która zawiera tyle egotyzmu...
Idąc w głębinę Hadesu, według mitologji, — myślał — czyli w ten punkt, gdzie życie jednostki zamarza — zawsze zachowałbym niezgiełkliwy spokój, niechęć do patosu. Więc i teraz nie będę już dłużej ich, ani sie-