Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/281

Ta strona została przepisana.

tać, trawiła mię bezczynność i cynga. Lekarz więzienny, Polak, do którego się zwróciłem — odrzekł mi — że nie potrzeba mi szpitala, bo nogi mi jeszcze nie odpadły (nie otwaliliś...) — — — wyleczył mnie lekarz żyd, bardzo prawy, dobry człowiek. Wyleczył mnie — — abym zatęskniał się, że tam u was żniwa w pełnym biegu, że tak byłoby przecudnie wdrapać się na ogromny wysoki wóz ze snopami i, leżąc na plecach, patrzeć w niebo — w niebo mej ojczyzny!...
Jesienie wilgotne, zimy mroźne — przebycie tygodnia w lodowym karcerze — przeobraziły me serce.
Cela ma zapełniła się wizjami lupanaru i furją tak dziką, że w razie uwolnienia przysiągłem sobie być niszczycielem ludzkości, Thugiem. — — Teraz maski precz, miecze do rąk — przyjmij me cięcia, stary Druidzie. Jam duch zły — przysięgam ci.
W pustyni mieszkam cmentarza gwiazd, jak szatan rozrywam w paszczy — tymczasem serce własne
Wyparłem się w głębinach swych wszelkiej racji życia, i cóż — że pod wpływem poezji zacząłem tajać?... Ale tajanie to w cieple uczuć rozkręciło fiszbinowy zdradziecki hak — i ten rozrywa me wnętrza.
Niema żadnej rzeczywistości dokoła mnie — prócz Giehennicznej ciemni.
Niema żadnej jaźni, „mnie“, tylko zmienne zjawisko osobowości.
Niema i nie może być nic Absolutnego. Bo wszystko, co istnieje, posiada na to dostateczny powód. Absolut zaś musiałby obywać się bez powodu. Byłby więc wbrew rozumowi.
Mogąc wybrać, wybieram uczucia Djabła.
Na dnie mego jestestwa wyrósł straszliwy trujący las.
Tam jedynie doleciał Mrok z twych opowieści, księże, i rozpełzł wężami.