natychmiast zaleczał jej pamięć. I kiedy zbudzi się, wyjdzie świetlana, jak król Popiel z kąpieli Lety... —
Piotr stał się widzem najdziwniejszego zjawiska, jakie zna ziemia: jeśli potężne wrażenie sprawia widok nieba w teleskopie, o ileż bardziej mgławice psychiczne, które zbierały się na tle czarnego nieprzezroczystego lustra w powiększeniu soczewki nad śpiącą Imogieną! Ogień ciemny życiowości, wibracja sił, które Magowie dawni badali w milczeniach świątyń, myślał Piotr — nie zauważając, iż jego umysł nabiera już wtajemniczeń Adepta. — Zamiast ikonografji mieli jasnowidztwo i może inne środki, których znajomość dziś zatracona? — Wglądał w mglisty fluid, który odbijał na ciemnym lustrze. Ksiądz Faust określił to jako czynnik pośredniczący między życiem kosmicznym a indywidualnym: płynęła nieskończona ilość ożywionych centrów elektro‑życiowych. Ksiądz mówił cicho modlitwę, twarz Imogieny promieniała. I zaczęła się kształtować postać jej — dokoła kręgu jasnego, który był zwarciem kilku osobowości, które tworzyły jej Jaźń. Naliczył ich Piotr siedm. Utworzył się subtelny czteropromienny krzyż pod wpływem działań mocy kosmicznych i indywidualnej. Imogieny dwojnik zbierał fluid, jak to czynią Jogowie indyjscy przez zwalnianie oddechu. Świadoma swej mocy dusza Imogieny nabierała wyglądu bogini Żywji, wychodzącej z podziemi Śmierci i Mroku.
Ksiądz Faust mówił cicho:
— A życie było w Słowie i życie było światłem ludzi. Światłość była na świecie i świat był przez nią stworzony; ale świat jej nie poznał. —
Nad głową Imogieny wirowały światy przedziwne, natomiast u stóp jej pełzała ohydna larwa. W tę wpatrywał się Piotr: złośliwa twarz o jednym oku.
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/287
Ta strona została przepisana.