Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/294

Ta strona została przepisana.

Kiedyś podczas rewizji znaleziono kartkę twą pisaną do mnie — za to nie dano mi widzieć Matki, która zebrała się przejechać parę tysięcy wiorst i stała napróżno przed kratą — istna Mater Dolorosa. Musiała wracać, nie mogąc zmienić kary, ani też czekać miesiąca na ten dzień, gdy najbliżsi krewni mają prawo mówić z uwięzionym. Odbywa się to zresztą za potrójną kratą w półmroku korytarza wśród piekielnego gwaru kilkunastu rozmawiających, którzy chcą wyzyskać 20 minut — — echo donośne miesza wyrazy, warta, chodząc wśród rzędu krat, zakrywa co chwila postacie — — otóż ja, prawdę powiedziawszy, rad byłem, że matka mnie w ten sposób nie widziała. Nie zobaczę jej zatym już nigdy. — Mam pracę od 7 rano przez dziesięć godzin. Muszę tkać albo pudełka kleić. Nie chcąc kleić dziennie 5000 pudełek przepisanych — wybrałem warsztat. Wielki prymitywny sprzęt zajmuje połowę mej celi; ogłusza stuk, chmury pyłu dobywają się podczas roboty i opadają w ciągu dnia warstwą grubą na cal. Wszędzie, więc pewno i na płuca, które kaszlą i krwawią się. Niewolno mi ustać na chwilę: wtedy otwiera się okienko i pada ostre napomnienie dozorcy lub żołnierzy. — Wieczorem, po ukończonej i do kontroli oddanej pracy, mam nareszcie dwie godziny dla siebie. Usilnie staram się uczyć. Przez godzinę obiadu czytam powieść.
Bibljotekę więzienną mamy porządną. Są tu książki francuskie, angielskie, niemieckie, nie mówiąc o rosyjskich. Korzystam więcej, niż może dawniej na wolności. Z polskich dzieł nic tu prawie niema. Wpadł mi jednak w rękę rocznik pewnego pisma. Podobnego jadu, a raczej czegoś tak ciągle i płasko jadowitego nie wyobrażałem. To mnie skłoniło do przeżycia Ewangielji i Fioretti. Uzyskałem wzrok na do-