Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/308

Ta strona została przepisana.

gantyczny rozpęd, może będąc postaciami jednej i tejsamej potęgi. Jeśli jednak choć jedna istota przezwyciężyła władztwo zgonu, ową Hejmarmenę ze spiżową lancą, to czemuż inni nie będą mogli wejść w kręgi Dantejskie swobodnych już powinowactw duchowych z Archaniołami, którzy rządzą systemami dalszych słońc?
Umysł pozytywny Piotra wstrzymał się przed kontemplacją, nie tworząc już możliwości wyższych, które są zbyt groźne, choć zazwyczaj kończą się bałamutnym pseudo­‑okultystycznym ogłupianiem mas. Widział tu ogrom ściśle naukowych środków i wschodów do rozszerzania swej jaźni i jej wzrostu. Tu w astralnym zegarze snuło się przędziwo godzin; materjalista, sam nie wiedząc o tym, żyje w olbrzymich Misterjach Czasu i Przestrzeni.
Wodospad obramiony był żywą roślinnością i freskami. Siła spadku wytwarzała ciepłotę, ogrzewającą kościół, nadto poruszała wszystkie mechanizmy. Światła elektrycznego, jako zbyt martwego, ksiądz Faust w kościele nie używał.
Kwadrans przemyśleń wprowadził Piotra po stopniach „Mądrości poetycznej“ Greków, po stopniach Wiedzy, ogarniającej całość życia, a nie oddzielny jego frazes lub litery — w te krainy, gdzie Król Duch narodu sprawia swój czyn. Nie zdążył już sięgnąć wzrokiem, dokąd wiodą wschody Pragienjusza Polski, bo mrok panował tam w górze, a nadto naczelnik straży rozkazał ruszyć dalej.
Wszedł ze swą strażą do krypty, gdzie odbywała się zwykle msza żałobna.
Tam ukląkł Piotr przed ołtarzem, podczas gdy lud nad nim wysoko śpiewał rzewnej piękności pieśni archaiczne: