Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/312

Ta strona została przepisana.

potęgą — — — jak wierzyć w istnienie Ducha? poznał na sobie — jego nieobecność.
Okazałaś się, Wiaro, niczym — jeno dziedzicznym jestestwa ludzkiego obłędem, który stworzyła ironiczna małpa Hamadrja. Puszką Pandory jest nasza arka współczesna, każde rozwarcie jej — to klęska, to coraz gorszy ból.
Nie będzie kłamał, nie jest metafizycznym Kalchasem; rozbije puszkę Pandory, niewiarę rozda, jako nowy i ostatni sakrament.
Szedł mężnie i nieugięcie na góry, ale gdy ze szczytu ujrzał tylko Komedję — nie Dantejską, lecz jakąś Hitopadeszę zwierzęcą, to biada ziemi od śmiechu sędziwego proroka: on boga da ludzkości nowego — Hamadrję!
Opowieśćmi swego życia umacniał więźnia, a sam jest najbiedniejszym więźniem — i siebie już umacniać nie może. Spadał w otchłań. Wzięła go silna, prawie nieprzezwyciężona ochota palnąć sobie w łeb tu w kaplicy!... Napalił cygaro od lampy wiecznej. Rozwarł okno. Mroźny dech owionął go — mrok leżał na polach. Złamać krzyż na kolanie, rzucić go daleko tam w śnieg — a potym, skończywszy cygaro, wystrzelić w skroń — — ? Zamknął okno, siadł na stopniach ołtarza, cygara zadeptał, i oto widzi siebie pacholęciem.
Raz zleciał z wysokiej wieży na bruk miasta. Naśladując Kopernika, mierzył obroty gwiazd przez rurę starej strzelby. Zarwał się pod nim blaszany dach i ze zwojem blachy runął. Każdy ułamek sekundy mierzył w spadaniu. Zdumienie, nawet miła świeżość powietrza w płucach. Wspaniale, gdyby nie pewność, że stanie się za chwilę coś monstrualnego — miljon razy dzikszego, niż baśnie o wilkołakach! Mróz we-