w Dolinę Mroku. Po uwolnieniu przez sąd, wyjechał z umiłowaną na wyspę wulkaniczną Morza Śródziemnego. Tu radość wiosny doprowadziła do obłędu jego serce i powielekroć chciał sobie życie odebrać, słuchając serenad. — Więc wyjechaliśmy na północ — przypominał sobie ksiądz — aby przytłumić szalony żar miłości. Wybrałem wyspę w pobliżu Malsztremu, nad którą zanim jedna Zorza borealna zgasła, już drugie wschodziły. Zorze nie były tak piękne, jak miłość. Przeglądaliśmy się nadzy w głębinie mroczno‑turmalinowej Oceanu. Wyspa nieprzystępna, zakryta wrzosami i karłowatemi sosenkami, ukryła nasz występny Raj. Występny przeciw moralności pana Thiersa i jego licznej kompanji. Ale na tę moralność umiałem spojrzdć — — z czarnego meteoru mej lucyferycznej woli. Nastały jesienne huragany z błyskawicami, zbyt głęboka miłość zbudziła utajony mistycyzm. Ona leży przy ognisku na skórze morsa rozciągnięta — ja opowiadam najdziksze fantazje o Walkirjach i Alfach, o widmach, królach innych planet, męczeniu się Tristana i Izoldy! Tym goręcej tuliły się nasze silne, jak z obrazów Zorna, ciała, by się zmóc — ona mnie ogniem, ja swą niedźwiedzią mocą.
Niejeden wyryłem okrzyk w regjonach nocy, jak węgiel kamienny, czarnej — w tym rodzaju, że miłość — djabeł — Bóg to jedno! ziemia — szatan — żądza — niebo — to jedno! gwiazdy, chmury, ocean, łono jej — to jedno!
Nawróciłaś mię — ty dzika święta miłości do wiary w Misterjum! Wysunąłem się z jurty jednej nocy, gwizdnąłem na psa, ucałowałem ślad stóp na piasku nadbrzeżnym, nastawiłem żagiel... Przybiwszy do portu, wysłałem ludzi z parowcem po Erikę, ale sam gnałem już koleją przez Skandynawję.
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/316
Ta strona została przepisana.