Wiaro, nawróciłaś mię do mojej drogi tak niewłaściwej, kazałaś porzucić kwiaty szczęścia oczywistego. Nawróciłaś mię, Wiaro, do szczęścia nadzmysłowego i — zaprowadziłaś mię w mogiły! w szaleństwa! w obłęd! w zwątpienie nad mogilne... — — Wróciłem na ostrą „pokutę“ zimą do Brata Alberta w Tatrach; wulkan zmysłowości zmieniłem znowu w potęgę Jogi. Wierzyłem w celowość mego oddania się Absolutowi. Niechaj nie idą na tę drogę ci nieszczęśnicy, którzy mają tylko uczuciowość religijną! Niechaj nie idą tym bardziej ludzie z temperamentem muszkieterów, a z zainteresowaniem nieporównanie rzeczywistszym do wiejskich Fryn, niż do Konfesji św. Augustyna!...
Gwiazda Betleemska wiodła mię zamiast na krzesło ministra, albo pod biret profesora Sorbony — w głuche wsie Podola, Ukrainy, Mazurskich kątów, śląskich fabrycznych osad, dzikich huculskich połonin... Gwiazda ma wiodła mię przez kraj nieporównanie dzikszy, niż widoma Polska: w kraj największej dumy, jaka może się zmieścić na ziemi, w kraj — gdzie człowiek obcuje z władcą gwiazd! Minęło lat siedm. Pani wrzosów zjawiła się raz, gdym niósł monstrancję w procesji na cmentarzu kościoła. Była tak piękną, jeśli nie piękniejszą, niż Helena Trojańska! Umiała mi szepnąć, że czeka w chacie leśnej — i że muszę przyjść, jeśli prawdziwy cud pragnę oglądać. Nocą przyszedłem. Nad jarem rzeki w lesie stała chatyna opuszczona, jakoby w niej „straszyło“. Gałęzie jodeł na ścianach, wrzosy — i przedziwna radość w pokoju, gdzie oczekiwano szczęścia. Ukazała mi Erika za parawanem łóżeczko dziecinne. Dziewczątko śpiące, włosy krucze i bujne, jak leśna boginka. Gdyby zbudziła się i wejrzała na mnie, nie stałoby się to, co się
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/317
Ta strona została przepisana.