Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/322

Ta strona została przepisana.

płomień Anioła: wargi skute wzgardliwym milczeniem. Podszedł da organów i wziął ton — przenikliwy, niebywale groźny, tak, że pieśń ludowa, jak ptak raniony w locie, zwinęła w dół skrzydła — jękła — zamilkła w przerażeniu. Lud począł nieświadomie szeptać gorzkie żale, jakby usłyszał wielkopiątkową rozpacz Syna, którego Bóg opuścił. Muzyka zagadała językiem Hjoba, wreszcie już i ten nie starczył myślom. Najmożniejszy z czarnych Cherubimów skrzyżował ręce na piersi, wzrokiem gwiaździstym niekłamiącym mierzy otchłań. Cofnęła się otchłań pod wzrokiem tym, wgłębiła się dusza w mrok, przewierca aż do granic wszechbytu, uderza o skałę tajni niezmysłowych, w wielki kontynent Boga. Tu wwiercił się miljard złowrogich, co dnia odpędzanych lub rozjaśnianych zwątpień, a każde wulkanem podgłębinowym Bytu. Zadrżał kontynent — jak kiedy skałotocze miljardami ust przewiercą, czyniąc go już tylko gąbką porowatą — zdobyczą fal, co nacierają z grzmotem piorunów za małżów armją — — kontynent zapadł w otchłań mórz!
Muzyka rozsadziła sklepienia kościelne. Nie więziło jej posłuszeństwo ojcu świętemu w Rzymie, ani nawet słowom Chrystusa. W nagości żelaznej, górującej nad bezczelnością wydarzeń, płynie duch księdza. Jest zaiste kapłanem przedwiecznym, „bez rodu, nie mając ani początku dniów, ani końca żywota, a przypodobany Synowi Bożemu“ — — upomniał się o tę prawdę obiecaną, dzięki której „kapłan trwa na wieki“. Znikły już brzegi katolicyzmu, ocean muzyki przelatał rafy nieświadomej woli Szopenhauera, chlustał w czarne bazalty Upaniszadów, gdzie Atman jest człowiekiem, Człowiek tworzy Byt, a wziąwszy wszechmoc, bierze też mękę otchłani. Na górze Cejlonu, gdzie