chłopskiej, głowa odkryta, sople lodu w kuszczu włosów. Miał posoch w ręce, zadumę w orlich źrenicach — — i milczał. Więcej mówiło mi jego milczenie, niż mowy głębokie maharadży Gospara, albo rektora Baldazare. Po ziemi wlokły się za nim wielkie żałobne, niegdyś płomieniące, dziś wytlałe skrzydła. W tym wędrowcu zadziwiała młodzieńcza wieczność.
Maharadża skinął ręką, dając znak, że chce mówić. Właśnie dokończył obliczeń, tyczących przyszłości, i mówił, kto zwycięży — albowiem wojna sroga toczyła się od Uralu aż po morze Egejskie, i od Skandynawji do zapomnianych w kronice wojen kantonów Szwajcarji. Polska zaś była wertepem, gdzie żelazne wozy śmierci miażdżyły miasta i tysiące, tysiące ludu... Nieustająca wichrowa noc, lasy jęczały od żelaznych skrzydeł szatanów, widać było w lesie kły, pięści, rozżarzone ślepia i stryczki na szyjach. Bezsilne już dawne wierzenia, kościoły porzucone, puste szkoły, ograbione zamki — mroczniała dusza narodu zimna i wystygła, jak oczodoły w trupiej czaszce. Jednocześnie jednak we wszystkich miastach orgje, tańce, miraże opjumiczne, korsa nagich lowelasów i dam, cyrki, gdzie bawiono się morderstwem skazanych na śmierć więźniów!...
Raz jeszcze Mag Gospara obliczył pochylenie gwiazdy i sprawdził jej niepokonalną cudowność, raz jeszcze porównał wróżbę jogów w górach Kaszmiru z tym, co mówił lud celtycki nad Atlantykiem — gdyż z zachodu i ze wschodu twierdzono jednomyślnie, że Bóg nowy ma narodzić się w Polsce.
Porównywali świat pogański, którym rządziła wilczyca, z obecnym, gdzie panują wciąż zasady Fryderyka i cyników francuskich, którzy rekina brali sobie za wzór: wtedy w braterstwo nie wierzył nikt, jak
Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/341
Ta strona została przepisana.