Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/345

Ta strona została przepisana.

Na linji pogranicznej — w nędznych barakach, a nawet wzdłuż szyn, leżało tysiące nędzarzy emigrantów i żonami i dziećmi, w strasznych roztopach, w śniegowej wodzie. Dowiedzieli się Magowie, że emigranci odjeżdżali z miejsc ogładzonych; ukończyły się ich marne środki podróży, kazano im wysiąść. Tu otoczeni wojskiem, chroniącym od wybuchów rozpaczy, czekali, aż ich najmą ajenci pruscy, aż handlarze żywym towarem wybiorą młode kobiety do miejsc wynaturzenia. Mag Baldazare rzekł:
— Trudno uwierzyć, że całe państwo niemieckie wspiera się na tych nędzarzach — masy robotnika polskiego zaorują i zasiewają większą część Niemiec. Ludność tamtejsza woli iść do miast i na fabryki. Nie umie już i nie chce pracować na roli. Czyni to polski lud. Gdyby chciał wstrząsnąć podstawami niemieckiej monarchji, nie zjawiłby się jednej wiosny na robotę. Ale stawili się masami, jako dobra mierzwa dla naszej kultury.
Mag Gospara chciał rzec parę słów krzepiących, ale poznał ze zdumieniem, że krzepić nie potrzebuje — nędzarze w swych męczarniach jak Spartanie czekali.
Na jaką pomoc? tego nie mogli pojąć dwaj magowie, bo trzeci zawieruszył się wśród emigrantów, może odwracał od obłędu, który groził — zatopieniem w bezmiarze rezygnacji? Magowie szli w tym eterze, którym drga wszystko żyjące. Natrafiali wsie prymitywne, jak za króla Czopka: okna nizkie, nie znają tu łaźni i kąpieli, nawet wody innej do picia niż deszczowa. Nad takiemi wsiami pyszniły się pałacyki. Natrafili raz zamek, ale drzwi były okute, w każdych drzwiach siedm otworów na strzelby, cały legjon lokajów strzegł słynnej z rozpusty hrabiny. Chowała