Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/353

Ta strona została przepisana.

niech ludzkość teraz dla Ducha swego wyleje tysiączną część swojej krwi.
— Panie — zapytał Baldazare: — czy nie lepiej krew tę zmienić w ofiarę pracy, wśród zorganizowanych socjalistów, którzy czekają tylko na twe skinienie, aby ci wznieść świątynię wspanialszą, niż Meczet św. Zofji, niż sobór Izaaka, niż synagoga w Liworno, niż katedra w Reims?...
Odrzekł: — Musisz Ducha mego przeżyć, abyś mnie zrozumiał. Życie moje ja tworzę tak, jak tworzy się świat każdego dnia nowy. A oto świt dnia dzisiejszego jest krwawy — jutrzejszy będzie świt modry. Nie wierzysz mi? idzie tu, by uwierzyć, lud. Niech modli się za ciebie, abyś uczuł potęgę iść za mną.
Mroczna chmura oberwała się — i przedzieliła mnie od Pacholęcia. Słyszałem tylko jego śpiew, którym wszystko zwyciężał!
— Módlmy się, o Bracia — albowiem za chwilę On ukaże się nam w czynach Swych! w posiewie powszechnej Ofiary usłyszymy jego wezwanie...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kościół zapadł w morze pieśni. Ksiądz Faust zeszedł wśród mroku z kazalnicy, pociągnął za sobą Imogienę i razem przecisnęli się do krypty. Tam na progu ksiądz zatrzymał się i spojrzał wzrokiem przenikliwym trzej żandarmi, ciężko westchnąwszy, znieruchomieli. Oczy ich były wywrócone, jakby w najgłębszym transie.
Modlił się Piotr.
Modlitwa jego stawała się coraz bardziej bezosobista — góry wielkie, które oddzielały jego indywidualność od Woli Najwyższej, błysnęły przejściem — i on w światło dolin szedł... w złote światło tej pew-