Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/361

Ta strona została przepisana.

wrogie sobie, w rzeczywistości dwa sobowtóry, które jednako znieprawiają. Jedni Chrystusa uznają za grób pobielany, za wieżę ciemnoty, z za której można uprawiać tani mistycyzm i poświęcany materjalizm, za akademję, gdzie uczą drzewa sadzić korzeniami w górę, a życie całe robią watykańskim Talmudem...
Zaś drugi obóz — mściwa fala, ale zarazem wierne odbicie bigocji — to ludzie, którzy zaprawili swój umysł na metodzie walki, swe uczucie na bezwstydnym egoizmie — i za wszelką cenę mizerję swych zasiewów chcą przemycać pod sztandarem Postępu, Wolności, Światła — grożąc pocichu, że kto nie pójdzie z niemi — to go słowem jadowitym albo na placu teroru — dokrają. Nowy typ kapłana musi się utworzyć. Ojczyznę ziemną wznosić, a nad nią niebo rozświetlać wciąż, wzmagać przyrost objawień i prawd, bo każdy czas, każda epoka ma swoją miarę nieba i prawdy.
Pustym dogmatem, krzykliwym obchodem eucharystycznym niewolno zakrywać twarzy Chrystusa, który jest kosmicznym słońcem. Słońce to w nas wszystkich ma odbić się, jak słońce na niebie odbija się we wszystkich kroplach rosy. Lecz Chrystusa ideja — nie jest ściśle postacią Jezusa z Nazaretu — obejmuje ona wszelkie błogosławieństwo rośnięcia duszą wzwyż. Chrystus, który jest wolnością, unicestwiał zakon, ale zacieśniony jest znowu w zakon: podobnie postęp, który jest z istoty swej religją — zacieśniono do egoizmu i do oczywistości namacalnych. Ksiądz stać się musi nowym człowiekiem, aby mógł wśród was utrzymać powagę wiedzy i wiary. W seminarjum, gdzie ksiądz Faust był rektorem, zaprowadził rok kursów rolniczych i rok handlowości wraz z technologją. Kazał młodym księżom iść na roczną