Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/363

Ta strona została przepisana.

zbyt ciasną i na wnioski jego zbyt ponure, muszę ostrzec: Nie idźcie w mistykę, chyba jeden na miljon. Mistyką realności widzialnej i słonecznej żyjmy wszyscy. W mistykę niewidzialności wejść, to znaczy okłamać siebie i innych we wszystkich prawie wypadkach, a w jedynym wyjątkowym — znaczy rzucić się w ogień i w lodową głębinę morza. Nie rzucaj się, człowieku, w ogień Mroków, bo nie dał ci Bóg siebie — jeno pola i trud, słońce i chmury, kwiaty i ciernie, dzieci i śmierć, miłość i znękanie, ojczyznę i niewolę, gwiazdy i bezmiary, ale absolutny Duch pozostanie w ludzkości nieujętym. Kto wchodzi w mistyczne dziedziny, grozi mu przyjęcie formuł dewocyjnych za istotę, albo obłędu za swą gwiazdę. Co wydobędziesz z pism św. Teresy, z Jana od Krzyża, z Anioła Szlązaka, a nawet z wielkiego Ruysbroecka? gorejącej poezji trochę i odmęt mglistego, palącego, bezpłodnego bólu!... czy nie pouczy więcej popularna astronomja, albo nauka uprawiania roli?... Pomnę, raz w klasztorze męczyłem się jak potępieniec. Nie rozumiał nikt, że miałem duszę żywcem zamurowaną w grobie. Spowiednik poddawał mi wszystkie możliwe grzechy, a gdy nie spotkał występków, uznał mnie za świętego — lecz ja wiedziałem, że staję się istnym demonem, bo nie miał Bóg większego wroga niż mnie. Nie rozumiałem jeszcze wtedy, że był to Lucyfera mrok, nieodzownie wypełniający ból niewidzialnego słońca i tworzący dopiero w wolności duszy i ciała życie wnieboidące. Znajdowałem się na nabożeństwie rano, był jeszcze mrok w kościele — zdało mi się, że nad klęczącemi księżmi i mną rozciągają swe czarne skrzydła demony fałszu, obłędu, nieszczęścia i komedji. Jak strasznie opłakałem wtedy Chrystusa, wychodząc... Opuściłem klasztor w odmęcie głuchej rozpaczy. Był to kwiecień