Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/367

Ta strona została przepisana.

Ksiądz Faust wyciągnął ręce, na które włożył kajdany, zdjęte Piotrowi.
Zaszemrał lud, widząc to, co uznawał za najwyższą niedolę i hańbę. Jeden ksiądz śmiał się radosny.
— A toż chcieliście, żebym niżej był od pogan dzikich w Ameryce, gdzie w czasie boju starcy siadają pod włóczniami, wbitemi w ziemię, i są żywym sztandarem? Dokoła nich toczy się bój. Oni zagrzewają do zwycięstwa. Ja zagrzewam do boju duchowego i do zwycięstwa Gienjusza w człowieku.
Duch mój poznał możność istnienia Bieguna magnetycznego, dokoła którego los ludzkości krąży.
Biegun ten jest Górą Szczęścia — otoczoną pustyńmi lodowemi.
Mówić mi coraz trudniej, chciałbym śpiewać.
Zgon? sądzę, iż będzie to moje największe doświadczenie, kategoryczna wyprawa po odkrycie owych potęg w czwartym wymiarze — bo zgon jest zawieszeniem czynności ziemnych.
Przetrwam w tym, co jest nadświadomością mą, czyli Jaźnią. W każdym razie życia dokonam, jako chciałem.
Starość ma zaczynała mi już ciężyć — w tęsknocie nadmiernej za Młodością.
Umrę wolny, poznając wszystkie bieguny ziemi — i wyznać muszę bez zbytniej dumy, że Duch mój przetrwa. Będę przygotowany do odkrycia Bieguna kosmicznego co najmniej równie dobrze, jak był znany wam norweski podróżnik Amundsen. Nie mam też żalu do ludzi. Nikt nie uczynił mi nic złego, bom nie dbał o te dziedziny, w których ludzie zdolni są mi zaszkodzić. —
Tu ksiądz spojrzał na ławki kolatorów, ujrzał, że tam wzruszają ramionami i trwoga sieje swój jadowity chwast.