Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/371

Ta strona została przepisana.

Mówił głęboko wstrząśniemy ksiądz Faust.
— Słowianka południowa, Beglenicza, jest wśród nich — ona zagrzała narody na Bałkanach, aby walczyły w najgłębszej jedności i miłości — ona jak Walkirja idzie teraz na północ i przeobraża ustrój całej Europy, oparty na bezdusznej walce i dogmatach.
Wrota zamków duszy rozewrzyjmy głęboką miłością i adoracją dla tych Braci naszych, co zaszli tak wysoko w swym rozwoju!
Już tylko unosi się mgławica. Tam ze ścian występują przecudowne głowy ściętych męczenników, bohaterskie ręce, aż znika wszystko! —
Jak za czasów zejścia Ducha św. na apostołów, tworzyły się w kościele płomienie niematerjalne, szum było słychać, głosy w powietrzu. Ksiądz wyciągnął ręce, milczał niby arcykapłan misterjów, rozdający moce — w śmiertelnej ciszy kościół zdał się Łazarzem, który oczekiwał głosu boskiego, aby wyjść z mogiły. Ksiądz nie ważył się uderzyć w dzwon najwyższy, chciał, aby piramida olbrzymia budowała się wysiłkiem wszystkich, on jedynie pion trzyma. Tajemna potęga w nas i dokoła nas i nad nami, potęga woli naszej, rzuconej w przestworza innego wymiaru, potęga ta winna w dzwony uderzyć, światła na olbrzymiej piramidzie zapalić nocą wśród pustyni. Kościół stał się księgą wizji, wszystkie dusze — stronicami w niej; lud zapadał w głębię modlitw zbiorowych, spowiedzi bezosobistych, gdzie mówiła wiara zbiorowa narodu.
W tej chwili kościół zadrżał, jakby olbrzymia kra uderzyła o pancernik. Ksiądz uczuł, ze mu krew odpływa z twarzy, takie wzruszenie nim ogarnęło: o mil kilka huczą armaty i toczy się bitwa!...
Lud oglądał się i trwożył. Należało w jednej chwili