Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/373

Ta strona została przepisana.

Na górze stoimy — brońmy słońca narodzonego w nas. Brońmy prawa swego do dziejów, brońmy praw swych do nieśmiertelnego bytu w tym, który przed nami walczy jak Tytan, a w nas świeci jak słoneczne dzieciątko.
Wszyscy, którzy stali się Magami lub pastuszkami — i przyszli mu hołd złożyć, przyjmując go choćby częściowo jako Wolność, Wiedzę lub Sprawiedliwość — stanowią jego świątynię. Wiemy już, poco ziemia dąży, jutro wiedzieć będziemy, poco idą gwiazdy. Nie lękamy się żadnej grozy. Śmierć nas nie złamie, jak największa burza nie zniszczy łodzi podwodnej, która płynie w ciszy głębin. Płynąć będziemy umieli w tym Oceanie, który przedstawia się oczom naszym jako mrok. Umiejmy nietylko ginąć w niebiosach, lecz i żyć na ziemi. Umiejmy odeprzeć stado, które uzbroiło się wbrew swej naturze w rogi. Miejmy wszelką mądrość, którą mają tamci. I miejmy coś nieskończenie więcej!... Dowodów chcecie ostatecznych istnienia Bożego? zostawcie to Magom. Wy idźcie na górach wysokich z pieśnią Zorzy! —
Zamilkł. Zorza wstąpiła przez okna i jęła zalewać kościół. Ksiądz Faust w wzniesieniu najwyższym ducha wzniósł ręce.
— Przeżyłem noc długą lat 77. Przez całą tę noc słyszałem kucie podziemne Ducha, mało kto słyszał ze mną, aż lepsi niż ja usłyszeli i bramy rozwarli. Oto wychodzą z podziemi Magowie, a prowadzi ich gwiazda rubinowo­‑modra, odbicie ziemi w niebiosach! uderzcie w dzwony wszystkie, radujmy się, że od piekła najgłębszego aż do najwyższej z gwiazd — wszechświat naszym się staje. Żegnam życie, wstępują w ten kondukt, idący nad ziemią już... Najmilsi! — po szczytach wielkich gór chodzimy już — — Nie