Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/374

Ta strona została przepisana.

rozłączajmy potęg — mówili dawni chrześcijanie — Christus verus Luciferus. Ale to wszystko dopiero jest alfą, a dalsza tajemnica — —
Ksiądz pochylił się, jakby uderzony mieczem światła w samo serce. Twarz jego zajarzyła monstrancją złotą. Z rękoma wzniesionemi do hymnu — podobny był do Światowida grającego na harfie, który zbytnim ciężarem swego spiżu zesuwa się z lądu w jakiś bez dna ocean.
Miał jeszcze coś rzec, zniżał się na klęczki, padł za barjerę ambony.
Dzwony brzmiały, szalejąc radością i tryumfem — wszyscy w kościele czuli się zjednani w wielkiej mocy.

Lud modlił się. Uczucie grozy promiennej przenikało tych, co wstali do świtu, bieżeli po śniegu przez lasy mroczne wśród szalejącej zamieci, aby wysłuchać Słowa.
Wyszło z kościoła wielu inteligentów, którzy pragnęli porozumieć się między sobą, jakie zająć stanowisko wobec księdza. Robić mu owacje, czy zwymyślać, kiedy będzie iść do więzienia? bo w dzisiejszych warunkach najmądrzej jest takich rzeczy nie mówić! Chłop jest ciemny, żydzi niebezpieczni, rząd srogi, Watykan nie paktuje, nauka wciąż uczy o Antropopitheku...
Wtym zaczął wychodzić lud, a z nim ten ogół obywateli i rewolucjonistów, którzy ogarnęli to najważniejsze, jedyne może, o które księdzu chodziło: że wszelkie życie wznosi się do Słońca, ale w jaźni naszej są tajemnice nierównie starsze, niż Słońce. Żandarmi pytali naczelnika, co uczynić? Zakazał aresztować księdza. Wobec toczących się tak blizko walk,