Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/43

Ta strona została przepisana.

— Tamta Hiszpanka na obrazie nie zdaje się być upiorem z innej planety!
— Hm. Filozofję swą tworzyłem z przeżyć. A ta Hiszpanka właśnie była upiorem. —
Ksiądz zasiadł głębiej w fotelu. Skłębione chmury, wycie huraganu, mrok i ten cudny ogień na kominku wyrażały oczom Piotra to, co wyczuwał jego duch — demoniczną wolność przestworzy nad górami życia!
Trwało długie milczenie.
Wsunął się kot ogromny, pręgowaty, jak pantera — musiał być bardzo zły, bo, zobaczywszy Piotra, zaczął parskać.
Wreszcie, postanowiwszy ignorować go, wskoczył na poręcz fotelu i ułożył się, jak poduszka, pod głową starca.
Ksiądz zaczął już wydmuchiwać popiół ze stambułki bursztynowej, ale ku grozie Piotra — nakładał nową porcję tytoniu. Podał mu jednak młodzian uprzejmie iskrę z pieca wyjętą — rękami okutemi w kajdany niosąc ogień!
Zaczął mówić ten, którego pułkownik Sierakowski nazwał księdzem Faustem.