Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/70

Ta strona została przepisana.

skwarzenie ciała. Koń pochylił głowę ku jej włosom — nieruchomo trwał, nawet na moje wejście uszami nie zarżał.
Porwałem ją i odsunąłem — omdlała; serce biło. Okryłem ją czaprakiem. Żar podzwrotnikowy, ogień walił aż pod sufit, grożąc, że chatę zapali... Smolne kłody, hucząc, strzelały jak z rewolweru i zalewały się lazurową roztopioną żywicą...
Twarz jej prześwieca różowym odblaskiem konchy morskiej; oczy, nie widzące nic, lecz otwarte, niby u lunatyczki, świecą księżycowym poblaskiem.
Łuk bioder przegięty wkształt fali, która wzniosła się, płynąc.
— Cudzie życia — pomyślałem.
Wybuchło we mnie pragnienie wina gorętszego, niż esencje Etny.
Wszystkie kodeksy świata ustępowały we mnie wobec szału namiętności i zgonu.
Przypomniałem o ślubie swym w klasztorze San Onofrio — i ślub ten wydał mi się nagle czymś tak lichym, jak listek zeschły, unoszony przez wspienioną rzekę Missisipi.
Walka w boju zawsze podnieca zmysłowość. Stąd owo gwałcenie miast zdobytych, stąd owa bezwstydne przemowy Napoleona do grenadierów, stąd niesłychanie wulgarne zaklęcia Chłopickiego, któremi sadził, wiodąc kolumny do bohaterskiego ataku na Saragossę — ów zwykle wytworny i absolutnie dżentlmeński gienerał.
Żar ognia był mi tym, czym Kapua dla żołnierzy Hannibala.
Dość, że — — cała Horticultura animae przeryta już była wezbranemi wiosennemi potokami Centaurycznej woli.