Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/72

Ta strona została przepisana.

Śmierć musi być wzięta w chwili, gdy przełęcz życia już zdobyta — i odtąd rozpocznie się już potykanie w dół.
Jedyną omyłką w mym rozumowaniu było, że stałem dopiero u stóp góry, na którą trzeba się jeszcze długo wspinać.
Co innego teraz... teraz jestem gotowy i już naprawdę wolny...
W śnie lunatycznym powstała, nie czując swej nagości. Mówić poczęła wizjami proroczemi.
Mówiła o budowie Kosmosu i drganiach słonecznych, opisywała planety i twory, które tam zamieszkują.
Mówiła wreszcie o Polsce ze smutkiem, ale jakby zoczywszy świetlany punkt, wytężyła wzrok — zaczęła iść ku niemu, powtarzając wciąż: wodzów nam trzeba — nadludzi! — Doprawdy, jeśli nieśmiertelność bywa połączeniem najwyższego natchnienia duszy z wolą wieczystą — przy kształtach fizycznych, odpowiadających Nike skrzydlatej — ona była: nieśmiertelna, naga, nagością marmurów — kościelna!...
Nie wiem czemu, byłem pewny, że jest ona z rasy kapłanek w Arkonie, które wieszczyły wojskom Słowian.
Gdybym był Rytygierem z Króla Ducha, postawiłbym ją na tarczy jak posąg i niósłbym między wulkany islandzkie.
Ocknęła się — dusza odleciała od niej, niby ptak ogromny śnieżny w purpurowy zachód — zgasło słońce Jaźni...
Została naga, ładna o śmiałych rysach kobieta. Przetarła oczy. Ujrzawszy swą nagość, zdziwiła się.
Ujrzawszy mnie, zaśmiała się.
— Co ze mną? —