Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/86

Ta strona została przepisana.

Ale naraz zmieniło się wszystko. Panna Mira wzięła na siebie prowadzenie domu po śmierci matki — i wprowadziła rygor klasztorny.
Ciągłe skargi ludu o wybrykach hrabiego przejmowały mię głęboko, choć nie znałem jeszcze ani jednego z Kohinoorów tej Golkondy zbrodni.
Hrabia N., mimo komfortu, którym zaczął się otaczać, zachowywał w gustach coś niesłychanie dzikiego.
Nieraz ostrzegałem go, żeby nie trzymał mastifów.
Te psy o ponurych spojrzeniach z olbrzymiemi łbami lwa, były niebezpieczne dla wszystkich dzieci, które przywykły bawić się z każdym psem.
Mastify zagryzały wszystko, co mogły dopaść po drodze.
Hrabia zapewnił mnie, że one są czułe na każdy ton jego głosu.
I rzeczywiście tak było.
Hrabia N. chciał stać się oczytanym, zbierał bibljotekę w kilku językach i miał kolekcję najcyniczniejszych grawiur.
Z początku dawałem lekcje języka włoskiego pannie Mirze, ale potym zaniechałem, kiedy maleńki rąbek życia ich z lekka się uchylił.
Nieszczęściem, któregoś wieczoru wezwano mnie do umierającego kamerdynera. Musiałem wieczór cały przepędzić w pałacu, czekając na moment oprzytomnienia tego, który był w agonji.
Mówiłem z powodu mych ekspedycji gieologicznych o jeziorze Rakszasów w wielkich górach Hindukusz. Jezioro to „Djabłów“ leży wśród ścian tak prostopadłych, że zda się, wyrzezał je skrzydłami piorunowemi Lucyfer, spadając z nieba.
Nie spuszczała wzroku ze mnie panna Mira, i niektórzy to zauważyli.