Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/97

Ta strona została przepisana.

Zacząłem spowiedź.
Jest kanon w naszym kościele, że ksiądz nie może wypowiedzieć niczego, co mu na spowiedzi powierzonym zostało.
Nawet zbrodni... Nawet zbrodni, której podejrzenie musi upaść na spowiednika.
Albin z piekielnym zaiste cynizmem — zwierzył mi, że z Mirą umówili się zabić hrabiego — ale tak, aby poszlaki padły na mnie. Wziął mój karabin, wdział mą kapotę, żeby zaś naśladować mą tęgą postać, wziął pod spód kożuch, a na nogi me buty.
Umyślnie przeszedł ulicą wiejską, łyskając z pod kapoty karabinem i mając ukrytą w kapturze twarz.
Czekał pod oknem hrabiego, aż księżyc wyjdzie.
Wyczekawszy momentu, gdy księżyc wśród obłoków wypłynął na pogodne niebo, łotr ten strzelił. Pono hrabia obejmował właśnie córkę w wyraźnym zamiarze stać się Franciszkiem Czenczi.
Po strzale wybiegła zaraz Mira, krzycząc:
— Łowić księdza! —
Wielu ludzi widziało uciekającego mnie, jak wpadłem między drzewa parku, chyłkiem przybiegłem na plebanję, podrzuciłem do chlewu karabin i kapotę...
Naturalnie nikt nie chciał mnie gonić, wielu płakało nad nieszczęściem:
„Ze też mógł taki ksiądz... ale zadurzył się w hrabiance, posag wielki, trzeba było ojca zgładzić. W złości utracił ksiądz głowę, wszakoż mógł ot pocichu otruć lub udusić, bo miał siłę za konia — że mu nikt rady­‑by nie dał — ale zapamiętał się... liczył na ciemną noc i na pioruny... Pan Bóg akuratnie księżyc wysłał...
ot, zgubiony człowiek“.
— Ale ksiądz mnie nie zdradzi? — mówił Albin, przymrużając jedno oko.