hamowaniem prawie zwyciężony. A patrz jako to jest hojny pan. Jeden się rozgniewa a gwałt jaki w mieście albo we wsi uczyni, a tysiąc się ich wnet zbieży. To już tam winny, niewinny, kogo kto gdzie potka, to już boży a nasz, aż się krew czasem po ulicach leje.
Cóż z tem czynić proszę cię? Już doktora niemasz na świecie aby ten wrzód uleczyć miał, ani nań żadnych receptów z apteki nie najdzie. Już na to żadnego inszego lekarstwa niemasz by pokupił wszytki zioła, jedno uważywszy tę sprosność jego, tak jakośmy już o niej słyszeli, a wziąwszy przed się bojaźń bożą, uciec się do rozumu, a pomyślić sobie, iż wspaniałemu rozumowi nie przystoi aby go leda wiatr, a zwłaszcza nieprzystojny od cnotliwej powinności jego unosić miał. A jeśli go tem nie zahamujesz, ani syropu, ani żadnych pigułek potem na to nie szukaj! Ale jeśli to w sobie sam zahamujesz, gdyż ci do tego już nikt inszy pomódz nie może, patrz jakie dziękowanie odniesiesz. Bo ten przypadek nie może być jedno z możniejszym albo z podlejszym. Jeśli go z możniejszym