Oto jest. Kto z nas, patrząc na tę jasną
Powierzchnię gruntu, na którym stoimy,
Ten eteryczny ląd przestronnych Niebios,
Zdobny w rośliny, owoce i kwiaty
Ambrozyańskie, złoto i kamienie
Drogie — chociażby spoglądał pobieżnie —
Nie zwróci myśli, że tych wszystkich rzeczy
Rosną pod ziemią głęboko surowe
Materyały, duchowe, ogniste;
Aż tknięte Niebios ożywczym promieniem
Ukształtowane przezeń, pędzą w górę,
Tak piękne w świetle, które je otacza?
Głębia dostarczy nam owych pierwiastków
Z ciemności łona, zapłodnionych ogniem
Piekielnym, te gdy włożym w rurę
Długą, okrągłą, i przybijem mocno,
Dotknięte ogniem od drugiego końca,
Rozpościerając się gwałtownie, z trzaskiem
Gromu wyrzucą na nieprzyjaciela
Zgubne pociski, te porozrywają
Na sztuki wszystko, co spotkają w drodze.
Zlękną się tamci, żeśmy rozbroili
Im Gromowładcę ze strasznych strzał jego.
Praca niedługa, nim zorza poranna
Zabłyśnie, skutek odpowie życzeniu.
Ufajcie zatem i zbądźcie się strachu,
Gdy moc i rozum ściśle się zespolą,
Niema trudności, a tym mniej powodu
Do rozpaczania.«« Skończył, słowa jego
Dodały ducha pognębionym tłumom
Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/213
Ta strona została przepisana.