Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/216

Ta strona została przepisana.

I nieprzyjaciel w liczbie niezmierzonej
Zbliżał się krokiem ciężkim, wolnym, wlokąc
W rurach drążonych przyrząd dyabelski,
Poosłaniany z dwu stron oddziałami
Gęstemi, które kryły podstęp. Stały
Naprzeciw siebie dwa wojska czas jakiś,
Nagle przed frontem pojawił się Szatan,
I tak donośnie zakomenderował:
»»Straż przednia zwiń się na lewo i prawo!
Niech ujrzą wszyscy, co nas nienawidzą,
Jak pojednania szukamy i miru,
Jak z odsłoniętą piersią chcemy przyjąć
Tych, co nasz projekt zgody oceniają,
Nie odwracając się od nas zawzięcie.
Pewnie odwrócą się, lecz Niebo świadkiem
Szczerości naszej, że teraz spełniamy
Chętnie, co od nas zależy. Wystąpcie
Którym zlecono, i wyłóżcie zwięźle
Nasze ugodę; głośno, by słyszeli.««
»Tak szydził w słowach chytrych i dwuznacznych
A ledwie skończył, na prawo i lewo
Rozeszła się straż przednia na dwa flanki,
I naszym oczom przedstawił się nowy,
Szczególny widok: piętrami trzy rzędy
Kolumn na kołach (bo nam się wydały
Jakby kolumny, albo wydrążone
Kłody dębowe, jodłowe, obcięte
Z gałęzi, w lasach i górach spuszczone):
Spiżowe, albo żelazne, kamienne,
Stały na prost nas, szerząc rozdziawione