Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Świętych; na przedzie On, świecąc z daleka,
Za nim dwadzieścia tysięcy rydwanów
Bożych pędziło, — słyszałam tę liczbę, —
Na każdą stronę równo podzielonych;
On na Cheruba skrzydłach leciał, górnie
Na firmamencie kryształowym płynął,
W dal i wszerz świecąc, — ale na początku
Tylko przez swoich widziany. Radością
Niespodziewaną przejął ich olbrzymi,
Błyszczący w górze, sztandar Messyasza,
Jego na Niebie znamię — przez Aniołów
Niesione. Pod nim natychmiast zgromadził
Michał swe wojsko, z dwóch dalekich flanków
W jednę kolumnę, pod jednego wodza.
Potęga Boska torowała drogi,
Na jego rozkaz zrywały się wzgórza
I usuwały, każde w swoję stronę;
Głos jego słysząc, wypełniały wolę.
Niebo przybrało zwykłą swoję postać,
Kwiatami błysły wzgórza i doliny.
Widziały zmianę wrogi zatracone,
Ale szaleńcy zacięci w uporze
Do walki z Bogiem sprawiali swe siły,
Czerpiąc nadzieję w rozpaczy! Jak mogła
Taka przewrotność zamieszkać w Aniołach?
Lecz czyż zdołają jakie znaki Nieba
Przekonać pysznych? jakie cuda skruszyć
Zakamieniałych? Coby ich najprędzej
Powinno było nawrócić, to jeszcze
Uporniejszymi czyniło: ich martwił