Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/267

Ta strona została przepisana.

Przygotowanej dla ciebie.»» To mówiąc
Wziął mnie za rękę i wiódł nad polami
I nad wodami, lekko, przez powietrze
Jakbym się ślizgał, nie stąpając, w końcu
Na szczycie góry lesistej mnie stawił,
Której wierzchołek stanowił obszerną
I ogrodzoną płaszczyznę, drzewami
Najpiękniejszemi zasadzoną, pełną
Dróżek i altan; com widział poprzednio
Na ziemi, teraz się zdało już prawie
Nieładne; każde tu drzewo wspaniałym
Obładowane owocem: wisiały,
Wzrok kusząc, nagłą wzbudzając oskomę.
Wtem się ocknąłem, i w rzeczywistości
Wzrok mój napotkał wszystko, co tak żywo
Sen mi przedstawiał. Tu znów byłbym począł
Krążyć bez celu, gdyby pod drzewami
Ten się nie zjawił, co mię tu sprowadził.
Obecność Boska! Z radością i trwogą,
Z czcią i pokorą padłem do stóp jego,
A On podniósłszy mnie, rzekł słodko: ««Jestem
Ten, kogo szukasz, Stworzyciel wszystkiego,
Co widzisz w koło, w górze i na dole.
Raj ten ci daję: miej go na swą własność,
Dzierż i uprawiaj, i z wesołem sercem
Jedz owoc z wszelkich drzew, które tu rosną,
Nigdy się nie bój tu nieurodzaju,
Lecz z drzewa, które świadomość dobrego
I złego daje, które zasadziłem,
Jako rękojmię twego posłuszeństwa